Letnia szkoła SUZUKI Drukuj
wtorek, 17 sierpnia 2010 23:32


Kolejny rok dzięki współpracy SUZUKI Motor Poland z Shell ADVANCED i Towarzystwem Ubezpieczeń UNIQUA organizowany jest cykl szkoleń doskonalących technikę jazdy na motocyklu. W kilkudziesięciu miejscach w Polsce w każdą letnią sobotę i niedzielę odbywają się całodniowe zajęcia, dzięki którym można poznać i przetrenowań przydatne w codziennej jeździe techniki i elementy motocyklowego rzemiosła. Sierpniowa, mazowiecka edycja szkoły odbyła się w świąteczną niedzielę 15 sierpnia w budynkach i na drogach kołowania dawnego lotniska wojskowego w Modlinie. Czternastkę kursantów przywitał piękny i jak miało się potem okazać nawet zbyt słoneczny dzień oraz prowadzący kurs Janusz – instruktor jazdy motocyklowej i Andrzej - zawodnik wyścigów motocyklowych.

 

 

 

 

Zajęcia rozpoczęły się od dziesiątej przed południem od sprawdzenia uprawnień wszystkich kursantów do prowadzenia jednośladów i wykładu teoretycznego omawiającego poszczególne ćwiczenia i techniki ich wykonywania, bez zbędnych wykresów, wzorów i liczb, podpierając się ilustrującymi poszczególne techniki zdjęciami i rysunkami. Po pół godzinie wszyscy byliśmy już na swoich motocyklach gotowi do pierwszego ćwiczenia.

 

 

Ósemka. Wydawać by się mogło nic prostszego dla każdego kto zdał egzamin na kategorię A. Robiliśmy to jednak albo tak dawno, że nawet linie egzaminacyjnej ósemki nie były wyznaczane, albo na szkoleniowych lub egzaminacyjnych dwieście pięćdziesiątkach, a nie swoich sprzętach, często o dużo większej pojemności, masie i wymiarach. Nikt też nie nauczył nas sztuczki, dzięki której zawsze można wykonać ją prawidłowo i bez problemów. Niestety nie wszystkim wychodziło to za każdym razem i piszący te słowa zaliczył glebę. W lewym przechyle zabrakło mi prędkości i... wylądowałem wraz z motocyklem na ziemi. Na szczęście poza drobnymi obierkami i złamana końcówką klamki sprzęgła (znakomity pomysł producenta na celowe osłabienie końcówek tak by tylko one się łamały zamiast wyrywać w całości) ujeżdżanym przez mnie GSX 1250 FA najbardziej ucierpiał honor wydawać by się mogło doświadczonego jeźdźca. Okazuje się, że nigdy dość ćwiczeń i treningu. Nawet najbardziej doświadczonym mogą zdarzyć się głupie błędy, chwile dekoncentracji lub nieszczęśliwy zbieg okoliczności.

 

 

Kolejnym ćwiczeniem była jazda z prędkością minimalną połączona z z nawrotem, również przy takiej prędkości. Oczywiście bez podpórki. Okazuje się, że intuicyjne rozwiązanie tego zadania wcale nie jest najlepsze, a zaprezentowana przez instruktorów technika daje znakomite rezultaty. 100% nawrotów na kołach, należy się tylko trochę przełamać i umiejętnie operować manetką gazu.

 

 

Trzecim i czwarte zadanie były przejazdy slalomem najpierw ciasnym i wolny, a następnie rozstawiono słupki nieco rzadziej i prędkości zrobiły się sporo większe. Frajda z takiego bujania się jest niesamowita, trochę przypomina to w technice jazdę na nartach po stoku, choć tam wyraźnie brakuje manetki gazu. O ile pierwsze dwa ćwiczenia wykonywaliśmy w dwóch grupach dowodzonych naprzemiennie przez Janusza i Andrzeja, o tyle w tym wypadku ze względów bezpieczeństwa jeździliśmy całym kursem. Niesamowity widok: czekając na swoją kolej obserwowałem bujające się w różne strony cztery, pięć motocykli w jednym rzędzie.

 

 

Przed przerwą na lunch udało nam się jeszcze w połowie wykonać ćwiczenie z hamowania awaryjnego. Różne sposoby zależnie od zamontowanego, bądź nie ABS`u, ale emocje dla każdego niemałe, bo choć nawierzchnia sucha, betonowa i opony rozgrzane to zawsze może się coś zdarzyć nieprzewidzianego. W końcu jak sama nazwa wskazuje sytuacja była awaryjna... Na szczęście wszystkim trening wyszedł znakomicie, bez uślizgów i nieprzewidzianych zdarzeń.

Rozleniwieni przerwą w zajęciach i lejącym się od początku dnia żarem z nieba, wróciliśmy do hamowań awaryjnych, dociążeni nieco pyszną pizzą i litrami wypitych płynów. Musiały zrównoważyć pot, który wyciskali z nas instruktorzy.

 

 

 

W myśl powiedzenia: „ćwiczenie czyni mistrza” kolejne zadanie było dużo trudniejsze od poprzednich. Omijanie nagle wyrastających przeszkód po hamowaniu i z zastosowaniem przeciwskrętu. Brzmi bardzo skomplikowanie i w teorii jak się chce zrobić to według opisu, bardzo trudno się wykonuje. Gdy włączymy odruchy okazuje się, że nie stanowi żadnego problemu, wystarczy by zadziałały. Dodatkowym utrudnieniem po opanowaniu wariantu podstawowego było zatrzymanie w wyznaczonym miejscu.

 

 

Nic prostszego wydawać by się mogło jak jazda po okręgu. Z każda chwilą treningu rosnące umiejętności pozwoliły wszystkim przyjemnie pokręcić się kółko raz w jedną raz w drugą stronę. I tak kilka razy. Niestety upał dawał nam się coraz bardziej we znaki i widać było pierwsze oznaki zmęczenia. Na szczęście pozostały nam do wykonania tylko dwa ostatnie ćwiczenia, pierwsze w dwóch wariantach. Jazda po łagodnym i zacieśniającym się luku dały nam okazje do rozwinięcia nieco większych prędkości, które ożywczo nas chłodziły.

 

 

 

Jako ostatnie wykonywaliśmy awaryjne hamowanie w łuku, na podany przez instruktora znak. Ćwiczenie bardzo trudne i obarczone dużym ryzykiem, gdy poszczególne elementy wykona się w nieodpowiedniej kolejności. Czegóż jednak nie robi nadzieja rychłego odpoczynku. Bez żadnych uślizgów, szlifów, czasami z piskiem opon wszyscy wykonaliśmy zadanie.

 

 

Nie wiem gdzie mają koneksje organizatorzy kursu, ale właśnie gdy wykonywaliśmy ostatnie jazdy nad lasem okalającym lotnisko pojawiły się pierwsze chmury. Już przy rozświetlających niebo błyskawicach zamiast flesza pozowaliśmy do pamiątkowej fotografii, a potem pędem do sali wykładowej pod pierwszymi, ciężkimi kroplami burzy. A tam niespodzianka: dzięki znakomitym instruktorom i własnemu zaangażowaniu otrzymaliśmy certyfikaty pozytywnego ukończenia kursu. Na pożegnalne „ognisko” umówiliśmy się w bardziej suchym terminie. W międzyczasie burza zdążyła przenieść się znad lotniska i choć po mokrym mogliśmy dumni wyruszyć w drogę powrotną do domów.

 

 

Nigdy dość nauki, treningu i wiedzy, nawet po latach w siodle motocykla, powtarzałem sobie w czasie spływającej kolejnym deszczem drodze do domu. W każdym momencie, gdy było to możliwe starałem się ćwiczyć właśnie poznane techniki i trenować nowe umiejętności. Chciałbym w przyszłym roku dostać się na drugi stopień letniej szkoły SUZUKI. Naprawdę warto! Jeśli ktoś dotychczas nie miał okazji wziąć udziału w tego typu szkoleniu gorąco polecam, szczególnie te organizowane przez SUZUKI Motor Poland. Kolejna edycja zaczyna się w przyszłym sezonie.

 

 

Tekst i zdjęcia Piotr „Pete” Antoszewski

 

 

Zgodnie z obietnicą: http://www.auto-turystyka.pl/lss2010.php

 

Poprawiony: środa, 18 sierpnia 2010 00:36